Ta książka nie jest o Belfaście. Nie jest także o Irlandii Północnej.
Autorka we wprowadzeniu jasno określa, iż tematem jest obraz społeczeństwa postkonflikowego, a może nadal konfliktowego, w zamkniętych gettach zarówno republikańskich jak i lojalistycznych. Dobrze, że takie zastrzeżenie pada. Inaczej czytelnikowi wydawać by się mogło, że taki jest cały Belfast, a nie jest.
Pani Aleksandra Łojek, mieszkając w Belfaście i pracując w organizacji zajmującej się mediacja międzykulturową jak i pomocą ofiarom rasizmu (z informacji na okładce), ma bardzo dobre rozeznanie we współczesnej sytuacji i kondycji mieszkańców zamkniętych kwartałów miasta. Zwłaszcza Zachodniego i Wschodniego Belfastu. To bardzo dobry i ciekawy obraz współczesnych mieszkańców tych terenów. To obraz niestety smutny, wiele ran jest nadal otwartych i pewnie będzie przez wiele lat nadal ropieć.
Lektura tej książki to ciekawy, dobrze napisany obraz części Belfastu po zakończeniu aktywnej wojny, po podpisaniu Porozumienia Wielkopiątkowego w 1998. Konfliktu, który zaczęto wygaszać, ale który nadal nie jest do końca wygaszony. Myślę, że to obowiązkowa lektura dla wszystkich pragnących poznać bliżej specyfikę Irlandii Północnej, a zwłaszcza Belfastu. Zdecydowanie należy tę książkę polecić wszystkim rodakom, którzy mieszkają, bądź zamierzają zamieszkać w Belfaście czy nawet szerzej w Irlandii Północnej. Dlaczego? Ano choćby dlatego żeby uniknęli losu pani Julii, która wraz z rodziną zamieszkała tam gdzie chyba nie powinna zamieszkać (rozdział „Jak dać nadzieję”).
Autorka w zakresie dotyczącym konfliktu opiera się na rozbudowanej bibliografii, to bardzo wartościowy element książki, choć szkoda, że nie ma w niej uwzględnionych publikacji jednego z bardziej szanowanych znawców problemu Tima Pata Coogena czy też Brendana O’Briena, Patricka Bishopa i Eamonna Mallie. To zdecydowanie warto uzupełnić.
Niektóre elementy w książce warto skorygować. W rozdziale „Jak Bratt Pitt Irlandii bronił” na stronach 33-34 wspomniany jest zamach z 2009 roku, kiedy to ostrzelano bramę koszar wojskowych Massereene. Żołnierze zamówili pizze, i kiedy ją odbierali od dostawcy doszło do ataku. Tak się złożyło, że jednym z dostawców był Polak. Został ciężko ranny. To tragiczne wydarzenie. Gwoli sprostowania, nie jeden a dwóch żołnierzy zostało zabitych, dwóch dalszych rannych, a dostawców pizzy też było dwóch i obaj zostali ranni. W tym wspomniany Polak. Do zamachu przyznała się RIRA czyli Real IRA, grupa rozłamowa, która nie zaakceptowała porozumienia z 1998 roku. Grupa powiązana z równie rozłamową Republican Sinn Fein wówczas na czele z Ruairí Ó Bradaigh, który po konflikcie z Adamsem dokonał rozłamu w SF. Na stronie 34 Autorka mylnie przywołuje wypowiedź Richarda Welsha jako rzecznika SF. W rzeczywistości był on rzecznikiem Republikańskiej Sinn Fein, która była w konflikcie z równie republikańską partią (ale bez uwzględnienia tego słowa w nazwie) Sinn Fein kierowana przez Gerry’ego Adamsa. To dwie zupełnie różne organizacje. Stąd też RSF tak oględnie wypowiedziało się o tym zamachu, inaczej samo SF, które słowami Adamsa i McGuinnessa potępiło zamach. Taki to pokręcony jest świat politycznych i militarnych niuansów w Irlandii Północnej. Można czasem się pogubić.
Główni gracze, którzy zasiedli do stołu rokowań i wypracowali porozumienie z Wielkiego Piątku 1998 są dzisiaj najbardziej zaangażowani w proces pokojowy. Nigdy jednak nie ma całkowitej zgody na zawierane układy. Tak tez było, i jest nadal, w kwestii tego porozumienia. Zarówno po stronie republikańskiej pojawili się niezadowoleni, tacy jak choćby RIRA czy RSF, dlaczego? Oficjalnie bo uznali to za zdradę, nieoficjalnie? Bo nie zostali uwzględnieni w rodzącym się układzie władzy lokalnej. Część bojowników po prostu nie mogła sobie znaleźć miejsca w nowej, pokojowej rzeczywistości. Dokładnie to samo dotyczy strony lojalistycznej. Tak zaczęły powstawać środowiska rozłamowe, czy jak pisze Autorka dysydenckie. Główne strony tworzące Porozumienie Wielkopiątkowe starają się te grupy utrzymywać w ryzach, czasem jak trzeba, nawet drogą przemocy.
Autorka w tym samym rozdziale przywołuje kilka filmów, które znane są z polskich ekranów, zresztą i później wątek filmowy jest obecny na stronach książki. Zabrakło mi wskazania jednego bardzo poruszającego filmu z ostatnich lat. Pani Aleksandra pisze o swoich odczuciach z udziału w przemarszu rocznicę Krwawej Niedzieli w Derry. Polecam zapoznanie się z wspaniałym filmem Krwawa Niedziela z 2002, w reżyserii Paula Greengrassa (więcej; http://www.tpi.poznan.pl/krwawa-niedziela/ ) . Ten para dokument jest niesamowitym obrazem tych wydarzeń. Obraz, który powinien poznać każdy interesujący się Północą. Zabrakło mi również przywołania jeszcze jednego, ważnego obrazu. W rozdziale „Jak polować na ludzi-dla idei i bez idei”, a także w i innym miejscu książki, przedstawione zostały działania Rzeźników z Shankill. Na podstawie publikacji Martina Villona, Autorka szeroko omawia ich działania, niezwykle okrutne, wręcz sadystyczne morderstwa. Warto w tym miejscu wspomnieć o filmie „Morderca z Belfastu” (Resurrection Man) z 1998 roku, który jest fabularyzowanym obrazem bazującym na historii Rzeźników z Shankill.
Elementem historycznym, który warto doszlifować w książce są kwestie związane z przedstawieniem panoramy republikańskich jak i lojalistycznych organizacji paramilitarnych (przypisy na str. 20 i 26). Według listy organizacji terrorystycznych Rządu JKM są na niej nadal UDA, UFF, UVF, a także IRA czy INLA.
Należałoby również skorygować zapisy dotyczące bitew nad rzekami Boyne oraz Sommą (str. 39), informacja o bitwie ‘pod’ Boyne czy Sommą sugeruje miejscowość.
Pani Aleksandra Łojek bardzo ciekawie przedstawiła zmieniające się oblicze społeczeństwa z podzielonych dzielnic, dzielnic wojny, gdzie cień konfliktu nadal wisi nad mieszkańcami. Nadal można zobaczyć masę buńczucznych murali w dzielnicach lojalistycznych, a w republikańskich dominujące obrazy martyrologiczne. Nadal młodzi w tych dzielnicach mają bardzo trudną przyszłość przed sobą. Peace line cały czas istnieje.
Widać jednak zmiany, wolno bo wolno, ale następują. Mając w pamięci Belfast z 1994 roku kiedy regularnie zacząłem odwiedzać Północ to jest to nieco inne miasto, tak to prawda – tylko ‘nieco’ bo nadal czuć, że coś jest w powietrzu.
Zniknęła tylko Matka Boska z Falls, której to mural witał wszystkich wjeżdżających do dzielnicy. Może już nie potrzeba takiej opieki nad mieszkańcami republikańskich dzielnic?
Zapraszam do lektury. Warto.
Krzysztof Schramm